Wszystkożercy

W tym dziale znajdują się ciekawostki ze świata akwarystyki ;)

Moderator: ModTeam

Awatar użytkownika
Doma
Przyjaciel forum
Posty: 797
Rejestracja: 2007-02-13, 19:43
Pojemność akwarium: 112
Imię: Dominika
Lokalizacja: Bolesławiec

Wszystkożercy

Post autor: Doma » 2007-07-25, 11:36

Ulubione danie - Jak zjeść to,czego nie jedzą inni?Znajdujące się w południowo-wschodniej Afryce jezioro Malawi, którego oficjalna nazwa to Niasa, jest dziewiątym pod względem wielkości słodko-wodnym zbiornikiem na świecie. Niasa to 22480 km kwadratowych powierzchni, 80 km szerokości, 570 km długości i około 704 m głębokości. Charakterystyczne położenie jeziora znajdującego się na terenie Wielkich Rowów Afrykańskich spowodowało, iż połączone z nim drogi wodne (główna rzeka Shire), pełne są naturalnych progów i barier niemalże uniemożliwiających napływ innych gatunków ryb. W swojej sięgającej niemal 2 milionów lat historii jezioro przechodziło wiele przeobrażeń polegających na obniżaniu i podnoszeniu się poziomu wody. Badania geologiczne wskazują na dwa dość potężne okresy suche, datowane na 25.000 a następnie ponad 10.000 lat temu. Znaczne obniżenie powierzchni jeziora występowało kilkukrotnie pomiędzy latami 1150 a 1250, a następnie 1500 a 1850, kiedy poziom jeziora obniżył się o niemal 150 m, a południowe odnogi jeziora wyschły całkowicie. Okresy podwyższonego poziomu wód były obserwowane stosunkowo niedawno, kiedy między latami 1966 a 1980, poziom wód podniósł się o mniej więcej 2,5 metra.

Wszystkie te omawiane zmiany nie pozostawały bez wpływu na rozgrywająca się niemal na naszych oczach (w okresie zaledwie 200 lat), najszybsza znaną w świecie nauki specjalizaje, jaka zaistniała pomiędzy zamieszkującymi jezioro gatunkami ryb z rodziny pielęgnicowatych. Prowadzone od dłuższego czasu badania wskazują, że liczba zamieszkujących jezioro ryb może zostać oszacowana nawet na mniej więcej l000 gatunków. Co ciekawsze, z wyjątkiem rodzaju Rhamphochromis wszystkie one pochodzą prawdopodobnie od jednego, żyjącego około 700 tys. lat temu przodka, który mógł być najbardziej zbliżony do współcześnie żyjącej Astatotiiapia calliptera (lub z nią tożsamy) - jednego z niewielu nieendemicznych gatunków w jeziorze Malawi.
Tysiąc gatunków, nawet na tak olbrzymim obszarze wód jakim jest Niasa, daje wprost niewyobrażalną liczbę ryb nieustannie konkurujących w pościgu za pożywieniem. Kiedy w 1999 roku doszło w jeziorze do masowego, tragicznego zatrucia, straty w wyławianych każdego dnia rybach liczono na dziesiątki ton. Aby przetrwać, aby każdy z pojawiających się gwałtownie gatunków był w stanie się wyżywić i rozszerzać zasięg występowania, potrzeba jednak czegoś więcej niż wyłącznie siły fizycznej. Magicznym i kluczowym wyrażeniem staje się w takiej sytuacji adaptacja troficzna.
Wszystko, co znajduje się w wodach jeziora, może stać się pokarmem. Może być nim zalegający dno detrytus, skrzętnie ukrywające się w piasku mięczaki i larwy innych bezkręgowców czy unoszony przez wodę fito- i zooplankton. Nie do pogardzenia stają się glony porastające skały i głazy, a nawet pasożyty żerujące na innych rybach. Doskonałym źródłem pokarmu są też same ryby, ich płetwy, łuski lub narybek. Rośliny wyższe także mogą być wybornym źródłem energii. Zjeść można wszystko, co da się upolować lub zebrać, trzeba tylko przejść odpowiednie przeobrażenia, w wyniku których wykształcą się mechanizmy pozwalające na pobieranie i przyswajanie określonego źródła pokarmu. Zmianie powinien więc ulec nie tylko kształt ciała, które może stać się podłużne i wrzecionowate lub wręcz odwrotnie - wyższe i krótsze, lecz przede wszystkim wielkość i sposób ułożenia zębów w szczęce ryby, co jednak niezorientowanemu w szczegółach laikowi nic nie powie. Badacz będzie umiał, ohserwująć takie szczegóły, powiedzieć nie tylko, że ma przed sobą np. przedstawiciela glonożerców, ale także określić, czy gatunek ten zeskrobuje glony delikatnie czy też odcina je od podłoża, czy je przeczesuje, czy też może szczotkuje energicznie, czy spotkać go można wśród glonów porastających kamienie, czy może tych, dla których podłożem są części roślin wyższych.
Każdy szczegół budowy anatomicznej, każdy mięsień, ząb czy wielkość warg mogą mieć wprost niewyobrażalne znaczenie. Znaczenie, które pozwoli gatunkowi odnaleźć swoja własna niszę ekologiczną - drogę do sukcesu dla w łasnych genów.


Podgryzacze płetw
Niezwykle trudno jest określić, jakiego właściwie koloru jest Genyochromis memto. Ta ryba, powszechna niemal na całym obszarze jeziora, może bowiem występować w wielu wariantach kolorystycznych. Genyochromis mento może więc być oliwkowo-zielony, żółtawoszary, brązowy czy czarny, ale bywa także jaskrawożółty, pomarańczowy, a nawet w plamki charakterystyczne dla tak zwanych morfów 0B (oranie blolclied). Jeśli zamieszkuje obszar blisko jasnych piasków, jego ubarwienie jest srebrnawe, a ciemniejsze, gdy ryba jest mieszkańcem skalistych raf.
Czemu jednak ma służyć ten barwna różnorodność? Skąd aż tak wiele odmian kolorystycznych? Czy związane są one z rozmieszczeniem geograficznym przedstawicieli tego gatunku? Genyochromis mento wyspecjalizował się w dość ciekawym sposobie pobierania pokarmu. Zjada płetwy innych ryb. Pomijając niewątpliwe walory odżywcze, jakimi odznacza się tego typu pokarm, Genyochromis mento nie musi martwić się, że zabraknie mu kiedyś jedzenia. Zawsze bowiem znajdzie się w pobliżu jakaś ryba, którą będzie można choć odrobinę nadgryźć. Ofiara pozbawiona części płetwy ogonowej czy grzbietowej nie jest niezdolna do życia, a dzięki regeneracji utraconej części ciała po pewnym czasie ponownie stać się może źródłem smakowitego posiłku dla Genyochromis mento.
Aby jednak zbliżyć się do upatrzonej ofiary, trzeba stać się niemal niewidocznym. Genyochromis mento poluje zaczajony gdzieś na dnie. Teraz już z łatwością można odgadnąć, czemu służy jego srebrzysty albo ciemny kolor. To po prostu kamuflaż. Dobrze zaczajony, cierpliwy i doskonale zorganizowany Genyochromis mento czeka, aż ofiara zbliży się do miejsca jego kryjówki. Atak, który wówczas następuje, jest tak szybki, że wiele ryb nie jest w stanie nawet zauważyć, skąd pojawił się i gdzie zniknął agresor.
Próba wtopienia się w tło, jakim jest podłoże, nie jest jednak najbardziej wysublimowanym sposobem polowania i dlatego Genyochromis mento „nauczył się" jeszcze innego sposobu zastawiania pułapki. Każda pielęgnica zamieszkująca wody Niasa stara się uniknąć ataku ze strony zamieszkujących jezioro drapieżników. Czasem zdarza się także, iż niezłego łupnia dostaje od przedstawicieli własnego gatunku. Ale czy mogłaby oczekiwać, że zostanie z zdekompletowanym garniturem płetw z powodu innej ryby tego samego gatunku? No cóż, nie każda ryba w kolorach OB to Labeotropheus. Nie każda oliwkowobrązowa to Pseudotropheus elongatus. Czasami tak właśnie wygląda Genyochromis mento. Gdzie bowiem lepiej będzie mu polować niż właśnie w tłumie niemal identycznie wyglądających ryb? Badającemu życie pielęgnic z afrykańskich jezior Adowi Koningsowi udało się podpatrzyć niezwykle interesujące zachowanie Genyochromis mento. Bardzo popularne przysłowie „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta" okazuje się nieobce także tej fascynującej pielęgnicy, która potrafi skorzystać na bijatyce pomiędzy dwoma wybarwionymi samcami gatunku, do którego kolorystycznie się upodobniła. Zacietrzewione próbą zdominowania przeciwnika samce biją się, niezważając z reguły na otoczenie. Genyochromis mento zjawia się w tym miejscu niczym duch. Nagły atak z jego strony jest tak szybki, że skonsternowane ryby w ogóle nie zauważają, iż do bójki dołączył się jeszcze ktoś inny. Atak obcej ryby staje się bodźcem do jeszcze zacieklejszego działania. Samce krążą więc wokół siebie w zawrotnym tempie, podczas gdy nad nimi, wyczekując na dogodny moment, cały czas czuwa Genyochromis mento.
Genyochromis mento zjada płetwy, a czasami łuski innych ryb. Podobne zachowania nie należą wcale do rzadkości w jeziorach wschodniej Afryki. Aby mógł pobierać taki właśnie rodzaj pokarmu, jego mocna dolna szczęka wyposażona jest w silne, krótkie zęby o dwóch wyrostkach i szybkie, a sprężyste ciało ma barwę, ma optymalne warunki do przyjętego sposobu życia.


Lepitofagi - pożeracze łusek

Ciało większości ryb pokryte jest łuskami. Łuski mogą być większe lub niniejsze, ściślej lub wolniej ułożone, twardsze lub bardziej elastyczne, mniej lub bardziej kolorowe. Niektóre z nich, według tradycji naszych babek, mają mieć nawet znaczenie magiczne i noszone w portfelu zapewnić nam mają dostatek w kolejnym roku. Niezależnie jednak od mitologii czy też suchych faktów naukowych, patrząc na rybią łuskę trudno nam sobie wyobrazić, że może się ona stać podstawą diety jakiegokolwiek stworzenia, zwłaszczą zaś ryby. Jednak łuska to także bardzo duża ilość białka, a zawartą w niej energie porównać można do tej, której dostarczają planktoniczne skorupiaki. Objadanie łusek zapewnia także inną, niezwykle istotną cechę - róg obfitości nie ulega wyczerpaniu. Ofiara nie zostaje przecież zraniona w sposób, który nie pozwala jej żyć nadal. Co więcej, możliwości regeneracyjne pielęgnic z afrykańskich jezior są tu zadziwiające i oderwane łuski odrastają w niemal błyskawicznym tempie. W żołądkach lepidofagów ich pokarm leży poukładany niczym monety, jedna łuska za drugą.
Lepidofagi przebywają zawsze tam, gdzie znależć mogą wolniejsze i bardziej zażywne ryby zapewniajace im obfitość pokarmu. Przypuszcza się, że wyewoluowały z grupy glonożerców na skutek przegęszczenia populacji na terenach kamienistych.
W jeziorze Malawi znależć można kilku przedstawicieli tej grupy. Jednym z nich jest już znany także z podjadania rybich płetw Geflyocliroifiis niento. Drugim, hardziej klasycznym przypadkiem jest Corematodus taeniatus.
Corematodus taeniatus to dwadzieścia centymetrów opływowego, dynamicznego ciała, to spokojne, kamuflujące barwy, ale przede wszystkim zęby, przez układ których nie da się pomylić tej ryby z jakimkolwiek innym rodzajem czy gatunkiem. Ich ilość, kształt i gęstość ułożenia w szczęce nie pozostawiają najmniejszej wątpliwości co do tego, jakiego rodzaju działalności mają służyć - Corematodus taeniatus ma zęby służące do zeskrohywania łusek.
Gatunek ten występuje według doniesień Ada Koningsa niemal w całym jeziorze. Potrafi cierpliwie podążać za swoją ofiarą, upatrując dogodnego momentu na błyskawiczny atak. Corematodus tacniatiis z reguły atakuje boczne części ciała, blisko płetwy ogonowej swojej ofiary, pozostając w ten sposób poza obszarem jej kontrataku. Co ciekawsze, nawet niewyrośnięte jeszcze osobniki tego gatunku potrafią zaatakować rybę znacznie większą od siebie, której zeskrobane łuski ledwie mieszczą się agresorówi w pysku.
Trudno byłoby określić, czy pozyskiwany w ten sposób pokarm jest smaczny. Jedno wszakże jest pewne - jest pożywny i jest go pod dostatkiem, bo populacja tego gatunku w jeziorze ma się naprawdę dobrze.


Ryby czyszczące

Utrapieniem wszelkich żyjących w warunkach naturalnych stworzeń są z reguły nękające je choroby i pasożyty. Także i ryby nie są wolne od tych dolegliwości i często ich kondycja fizyczna zostaje znacznie obniżona z ich powodu. Prawdziwym dobrodziejstwem staje się wówczas możliwość pozbycia się nieproszonych gości. Zaatakowane przez pasożyty ryby starają się je zrzucić poprzez ocieranie się o wszelkie chropowate płaszczyzny. Sposób taki nie należy jednak do wyjątkowo skutecznych. Prawdziwie efektywne narzędzie należy do jednego spośród gatunków sumowatych zamieszkujących Niasa - Bargus meridionalis.
Osiągający pokaźne rozmiary Bagrus meridionalis widywany jest często w towarzystwie ryb ze znacznie mniejszego niż on gatunku - Pseudotrophens crabro. Wydaje się, że ryby są ze sobą w znakomitej komitywie, a wszystko to dzieje się za sprawą pewnego pasożyta zwanego "rybia wszą", czyli Argulus. Bagrus meridionalis jest oczywiście wielkim nieprzyjacielem pasożyta i obcowanie z nim uważa za niezwykle nieprzyjemne. Pseudotropheus crabro wręcz przeciw nie - przepada za splewkami, a ściślej mówiąc - po prostu lubi je zjadać. W ten to właśnie sposób Pseudotropheus crabro zapewnia sobie wysokobiałkowe, energetyczne pożywienie, którego nikt nie sprzątnie mu sprzed pyska. Psendotropheus crabro w czasie swojej pracy czyściciela nawiązuje tak bliskie kontakty z sumem, że potrafi zjeść nie tylko nękające go pasożyty, ale także i świeżo złożoną przez suma ikrę, która jest przecież także wysokobiałkowym i niezwykle energetycznym pożywieniem. Kto bym tam jednak gniewał się długo na krabro. Jeśli dzięki jego zabiegom Bagrus meridionalis może utrzymać swoją kondycję fizyczną na wysokim poziomie, konieczność ponownego podejścia do tarła i ponownego złożenia ikry jest już przecież czystą przyjemnością.


Drapieżniki
"Bezpieczna ryba to martwa ryba" usiłuje przekonać swoje przyszłe ofiary Nimbochromis livingstonii. Ten osiągający około 25 cm drapieżnik potrafi zmienić ubarwienie swojego ciała wielokrotnie w ciągu dnia. W czasie zalotów, w okresie godowym, dorosłe samce przybierają intensywnie błękitny kolor. Kiedy jednak Nimbocliromis livingstonii jest głodny, a zaloty dobiegają końca, jego ubarwienie przechodzi zgoła nieoczekiwaną metamorfozę. Całe ciało ryby staje się kremowo-brązowe. Barwy odcinają się od siebie dość wyraźnie, tworząc na ciele ryby charakterystyczny plamisty wzór. Tak ucharakteryzowany Nimbochromis livingstonii układa się na boku wśród kamieni i żwiru i niemal wstrzymuje oddech. Jeden rzut oka zdaje się potwierdzać najgorsze przypuszczenie: „Ta ryba nie żyje i właśnie zaczęła się rozkładać!" O takie właśnie wrażenia chodzi temu podstępnemu drapieżcy. Skoro bowiem można zmylić bacznie obserwującego go człowieka, ryby także przekona taki strój. Wystarczy teraz tylko poleżeć cierpliwie, czekając, aż przyszła ofiara zbliży się wystarczająco blisko, zwiedziona widokiem zwłok. Niespodziewany, gwałtowny atak nie pozostawia jej jednak żadnych szans. Jej życie kończy się w silnych szczękach przebiegłego oprawcy. Mieszkający na brzegach Niasa wieśniacy nazywają ten sposób polowania kaligono - „na śpiocha". Najedzony Nimbochromis livingstonii nieustannie patroluje miejsca swojego zamieszkania, niespiesznie pływając wokół.
Potężne szczęki Nimbochromis livingstoni stanowią niemal 1/3 całej długości ryby. To niebezpieczna broń, ale w sposobie pozyskiwania pokarmu, jaki stał się podstawą diety tego zwierzęcia, niebagatelną rolę odgrywa także kolor jego ciała.
Kolejnym drapieżcą, który działa z sukcesem, używając swoich silnych szczęk i kamuflującej barwy jest Dimidiochromis compressiceps. Oprócz potężnej żuchwy Dimidiochromis compressiceps wyposażony został przez naturę także w silnie spłaszczone bocznie, szybkie jak torpeda ciało. Taki rodzaj budowy daje mu przewagę nad innymi rybami w czasie ataku. Ten niezwykle szybki drapieżnik zamieszkuje wszystkie te obszary jeziora, gdzie brzegi porośnięte są roślinami z rodzaju Vallisneria, stanowiącymi ulubione miejsce kryjówki Dimidiochromis compressiceps. Zawieszony głową w dół potrafi cierpliwie czaić się na ofiarę, która wśród falującej wody i roślin nie jest w stanie dostrzec połyskującego srebrzyście zagrożenia. Kiedy ofiara już ustawi się w punkcie dogodnym do ataku, Dimidiochromis compressiceps spada na nią niczym jastrząb na królika, nie pozostawiając jej żadnych szans na ucieczkę.
Charakterystyczny kształt budowy ciała Dimidiochromis compressiceps pozwalający mu na rozwijanie bardzo dużej prędkości w czasie ataku, stał się także zapewne powodem, dla którego okoliczni mieszkańcy podejrzewali drapieżnika o wyjadanie oczy innym rybom. Z jeziora dość często bowiem można wyłowić martwe ryby pozbawione gałek ocznych. Badania zawartości żołądków ryb tego gatunku nie potwierdzają jednak tych podejrzeń.
Obie strategie polowania wymienionych powyżej pielęgnic wykorzystują jako podstawę działania zasadzkę. W przeciwieństwie jednak do dość powolnego Nimbochromis livingstonii, wrzecionowaty kształt ciała Dimidipchromis compressiceps daje mu jeszcze jeden atut - możliwość ścigania ofiary. Oba gatunki ryb uzbrojone są w długie, ostre zęby. Ostre są także ich zęby gardłowe, dzięki którym ofiara zostaje rozdrobniona już w czasie drogi do żołądka łowcy.
Zwykle utarło się uważać, że drapieżcy to ryby pracujące na swój posiłek w samotności. Polująca gromada kojarzy się nam raczej z watahą wilków, grupą hien, szakali, ale z całą pewnością nie z grupą ryb. Nic bardziej błędnego. Blisko plaży Chembe, na przylądku Maclear, G. Turner stał się świadkiem bardzo zaskakującego zachowania wcześniej już opisywanego Nimbochromis livingstonii. Grupa ok. 10 osobników, wsparta siłami przedstawicieli gatunków takich jak Fossochromis rostratus czy Aristochromis chrystyi, parła szybko do przodu, atakując mniejsze pielęgnice, w tym często także narybek strzeżony przez samice. Wszystko, co pozostawało na drodze siejącej spustoszenie paczki, stawało się jej posiłkiem, od niewielkich bezkręgowców ukrywającycli się w piasku poczynając, a na rybach i ich młodych kończąc.
Taką samą technikę udało się zaobserwować Koningsowi. Tym razem grozę w obserwowanej okolicy siali przedstawiciele Buccochromis heterotaenia.


Pedofagi - ryby żerujące na narybku

Brak długich i ostrych zębów, grube i dość wyraźnie zarysowane wargi stały się powodem dla których Andreas Spreinat wysunął hipotezę jakoby zamieszkujący jezioro Malawi Tyrannochromis nigriventer był pedofagiem. Pedofagi to drapieżcy odżywiający się narybkiem, także i takim, który zostaje wyssany z pysków inkubujących samic innych gatunków ryb. Liczba, a także wielkość zębów tak pozyskujących pokarm ryb jest z reguły znacznie zredukowana. Badający pedofagi z Jeziora Wiktorii Greenwood zwrócił uwagę na jeszcze jedną bardzo interesującą cechę - na niezwykle umiejscowienie zębów i zagięcie ich na zewnątrz. W jeszcze innych przypadkach zęby pozostawały stale zakryte grubymi wargami. Taka budowa szczęki pozwala uchwycić wygodnie pysk inkubującej samicy. Prowadzone obecnie obserwacje nie potwierdzają jednak przypuszczeń Spreinata, pozostawiając jedynie w sferze domysłów kwestię, czy Tyrannocliromis nigrirenter rzeczywiście jest pedofagiem. Nie ma natomiast żadnych wątpliwości co do tego, że w Niasa znaleźć można inne gatunki ryb chętnie żerujące na narybku dosłownie wydzieranym inkubującym samicom.
Żaden z hobbystów z upodobaniem hodujący w swoich zbiornikach łagodne i pełne wdzięku ryby z gatunku Cyrtocara moorii nie odgadłby, że w jeziorze żyją jeszcze trzy, pierwotnie opisane jako Cyrtocara pielęgnice, których zwyczaje w niczym nie przypominają zachowania spokojnych "delfinków". Wszystkie one, z upodobaniem wyjadają inkubowany narybek, posługując się niesłychaną wprost taktyką. Działając niczym kafar, uderzają silnie w gardło w okolicy kości gnykowej, w spód pyska lub w nos samicy, sprawiając, że wypuszcza ona czy może raczej wypluwa pod wpływem uderzenia swoje małe, które następnie są zjadane przez drapieżców. Polujący w ten sposób pedofag potrafi wypatrzeć swoją ofiarę i dla zdobycia większej siły uderzenia cofnąć się niemal do dwóch metrów(!)
Większość żywiących się narybkiem drapieżników obiera jednak zdecydowanie mniej inwazyjną metodę. Pozostają one zazwyczaj w pobliżu inkubującej samicy w oczekiwaniu na wypuszczenie młodych. W wielu przypadkach ich cierpliwe oczekiwanie zostaje zakończone sukcesem i długo oczekiwany posiłek wreszcie zostaje podany.
Wypuszczane przez samice młode często padają łupem nie tylko samych drapieżników, ale także i tych ryb, które mają opinię roślinożerców. Zachowanie takie wyraźnie wskazuje, jak ruchoma i niejednoznaczna jest granica tego, co chcielibyśmy sklasyfikować jako ściśle określoną dietę gatunku, a co jak cała problematyka dotycząca świata zwierząt, ciągle wymyka się spod naszej tendencyjnej, "ramkowej" oceny.


Zooplanktonożercy
Do czego może wykorzystać ryba wytworzone przez siebie podciśnienie? Ot, choćby wessania jak największej ilości wody, w której znajduje się zooplankton. Takiej właśnie metody używa Copadichromis mloto, dla którego zooplankton stanowi podstawę diety. U większości gatunków ryb z jeziora Malawi szczęki zbudowane są tak, żeby zapewnić rybom jak najlepsze gryzienie. U Copadicliromis mloto i innych ryb odżywiających się w podobny sposób jama gębowa nie jest uzbrojona w mocne szczęki czy silne zęby. Posiadają one jednak coś, co stanów i o ich wyjątkowości. W czasie żerowania Copadichromis mloto wysuwa górną szczękę przypominającą wydłużany cylinder, zwiększając w ten sposób swoją jamę gębową i wytwarzając podciśnienie pozwalające mu na skuteczniejsze żerowanie.
Na uwagę zasługują także wyjątkowo duże oczy tego gatunku. Copadichromis mloto musi dobrze w idzieć, żeby skutecznie polować.


Owadożerne

Nawet najlepszy wzrok nie pomoże wypatrzyć ukrywającego się w podłożu robaka. Jak więc można pobierać taki właśnie rodzaj pokarmu, pozostając jednocześnie efektywnym w działaniu? Z problemem tym w doskonały sposób poradziły sobie ryby z rodzaju Aulonocara.
Każdy gatunek ryb został wyposażony przez naturę w organ nazwany linią boczną. Linia boczna zbudowana jest z licznych kamałków sensorycznych, które prowadzą do cujników zwanymi neuromastami. To dzięki nim właśnie i dzięki możliwości błyskawicznego przekazywania informacji do systemu nerwowego niektóre gatunki ryb potrafią rejestrować bodżce dochodzące nawe z odległości 30 m. Ryby z rodzaju Aulonocara radzą sobie ze zlokalizowaniem najmniejszych nawet obiektów ukrywających się w podłożu w doskonały sposób właśnie dzięki kanałom sensorycznym znajdującym się w ich linii bocznej. Kanały te są u gatunków tego rodzaju wyjątkowo duże i to one właśnie, a nie wzrok, pozwalają rybom skutecznie żerować zarówno o zmierzchu, jak i wczesnym świtem.
Aulonokary to ryby ryjące w podłożu. W miejscu, gdzie ryba zlokalizowała ukrywające się w podłożu owady, uderza silnie pyskiem i wyławia swoją zdobycz.
Innego rodzaju strategie wydobycia z podłoża pokarmu, prezentuje Taeniolethrinops praeorbitalis. Silny pysk, działający niczym młot, pozwala wbić się przedstawicielom tego gatunku pielęgnic głęboko w podłoże i nabrać cała garść piasku. Piasek jest następnie odcedzany przez skrzela, podczas gdy wszelkie smakowite kąski niemal niezwłocznie lądują w żołądku kopacza.
Co jednak zrobić, kiedy ani odcedzanie piasku i rycie w podłożu, ani "wysłuchiwanie" robaków nie są ulubioną czynnością? Pięciu pięknie wybarwionych na niebiesko mieszkańców jeziora wypracowało jeszcze inną, nietypową strategię. Cyrtocara moorii, Protomelas annectens, Otopharynx selenurus, Placidochromis electra i P. phenochilus podążają w ślad za innymi, tak jak i one odżywiającymi się owadami pielęgnicami. Na swoich przewodników z reguły wybierają ryby kopiące w podłożu. W tumanie poruszonego przez kopaczy piasku zawsze znaleźć można wystarczająco dużo pokarmu, nie będąc zmuszonym do samodzielnego rycia. Zaoszczędzoną w len sposób energię można przecież spożytkować na znacznie przyjemniejsze cele, ot choćby takie jak gody i tarło.
Na uwagę w przypadku tych pięciu gatunków zasługuje jednak nie tylko ich zaskakujący sposób żerowania, ale także ich intensywne, błękitne ubarwienie. Zdawać by się bowiem mogło, że wykorzystując pracę innych ryb pielęgnica powinna przybierać nieco dyskretniejsze, bardziej wtapiające ją w tło barwy. Znany badacz pielęgnic, Ad Konings, sugeruje, że intensywne, jaskrawe niemal barwy mogą spełniać jednak pewne funkcje - mogą ostrzegać inne ryby przed zbliżaniem się do "zajętego" już przewodnika. Zupełnie jakby ryba chciała powiedzieć: „Nie zbliżaj się, ten kopacz jest mój!"


Glonożercy
Jedną z najliczniej reprezentowanych w jeziorze grup są glonożercy. Z reguły trzymają się niewielkiej głębokości, bo tylko na takiej słońce operuje wystarczająco mocno, aby pobudzić do wzrostu i rozwoju glony. Ze w zględu na podłoże, jakie potrzebne jest glonom, glonożercy zamieszkują w przeważającej większości obszar skalistych brzegów oraz raf. Pielęgnice z tej grupy zwane popularnie przez mieszkańców okolicznych wiosek Mbuna ("gryzące kamienie"), mają zwartą, silną budowę ciała, pozwalającą im bez trudu poruszać się wśród kamienistych kryjówek. Ich krótkie, mocne pyski uzbrojone są w kilka rzędów, silnych, gęsto poustawianych zębów, dzięki którym bez trudu zeskrobują, odrywają czy przeczesują glony. Hobbyści hodujący ryby z tej grupy nieraz zapewne mieli okazję widzieć drobne, lecz silne zęby swoich ulubieńców z zapałem zeskrobujące przyklejone do szyb akwariów pastylki ze spiruliną.
Glonożercy nie ograniczają się w swoich upodobaniach żywieniowych jedynie do glonów. Większość z nich z równie wielkim apetytem zje niemal każdą, najmniejszą choćby roślinę, jaka znajdzie się w ich otoczeniu. Wśród wielu hodowców upodobania Mbuna do uprawiania tego procederu są tak powszechnie znane, iż jak twierdzą: "Mbuna zjedzą wszystko, co jest zielone - nawet sztuczne tło".


Zakończenie

Opisane tutaj adaptacje troficzne z całą pewnością nie wyczerpują wszystkich występujących w jeziorze i stanowią zaledwie przykłady na to, jak różnorodna i bogata może być także i ta, niepoznana do końca dziedzina życia bujnie rozwijającego się w wodach Niasa. Na uwagę z pewnością zasługuje fakt, że w zawartości żołądków wielu ryb znalazło się pożywienie nie tylko takie jak glony, zooplankton, mięso ryb czy owady, ale także ślimaki czy krewetki. Są więc pośród pielęgnic i takie, które potrafią rozkruszyć muszlę ślimaka, aby dobrać się do smakowitej zawartości, takie, które potrafią upolować ślimaka, wykorzystując moment, gdy cześć jego ciała wystaje z muszli, czy takie, które z upodobaniem polują na krewetki. Dieta i sposoby pozyskiwania pokarmu wielu innych pielęgnic pozostają ciągle tajemnicą, a na odkrycie nieznanych nam gatunków ryb zamieszkujących jezioro trzeba będzie jeszcze zapewne poczekać. Każdy dzień przynosi nowe wiadomości, rozwija naszą wiedzę i pozwala cieszyć się i dziwić temu niespotykanemu chyba nigdzie indziej zjawisku obfitości życia, nieustannie ewoluującemu i dostosowującemu się do otaczających go warunków i zmian.

© Marzenna Kielan 2001
Serwis Malawi.org.pl


--------------------------------------------------------------------------------

Bibliografia:
1. Konings A., 2001. Malawi Cichilds in Their Natural Habitat. Cichlid Press, El Paso.
2. Konings A., 1997. Back to Nature - Guide to Malawi Cichlids. Fohrman Aquaristik AB. Launeau.
3. Barlow G.W., 2000. The Cichlid Fishes - Nature's Grand Experiment in Evolution. Perseus Puhlishing. Cambridge.
4. Turner G.F., 1996. Offshore Cichlids of Lake Malawi. Cichlid Press, Launeau.
5. ZaLachowski W., 1997. Ryby. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa.
6. Olivier M.K., 1997 - 2001. The Cichlid Fishes of Lake Malawi, Africa, http://www.connix.com/~mko/mwfishes.htm.
7. Reclos G,. 1999 - 2001. Malawi Cichlid Home Page, http://www.cichlidae.com/articles/a119.html.



Źródło : http://klub.chip.pl/akwaria/akk/artykuly/danie.html
Pozdrawiam Dominika ;-)
Odważni walczą - sprytni uciekaja. David Belle

ODPOWIEDZ